13 maja 2014

Rozdział 8


Płomyczku spójrz w słońce,
Zerknij na świata końce!
Rozejrzyj się nasz miła!
Czerń dziś blaknie,
Światło wnet pojawi się,
A ty wyjdź w gwieździstą noc,
Spójrz na niebo, a od dziś,
Nie zaznasz lęku nigdy więcej!
Nie stój w szeregu,
Przy boku Ciernia wiernie krocz!
I wznieś miecz w górę wnet,
Niech ku światłu spojrzy on,
Bo tam gdzie złota bryza,
Gdzie wiatru morze jest,
Tam zwycięstwo nasze nieś!
A gdy zwątpienie przyjdzie,
Spójrz na nas, na mnie,
Na przyjaciół twych.
I  wiedz, że i my
Nie opuścimy cię,
Że do ostatnich sił,
Dzierżyć będziemy miecz!
Więc niech trwoga i lęk odejdą wnet,
Nesso! 
Uśmiechnij się!
Niko Rebadis - Dla Nessy, naszego Płomyka Nadziei.

 
18 grudnia 1980r.
Kochany Pamiętniczku!
Boję się. Po raz pierwszy od dawna - naprawdę się boję. To, co dzieje się na zewnątrz jest okropne. Ciągle słyszę szczęk metalu, gdy miecz zderza się z mieczem i nie mogę powstrzymać tych przerażających myśli, które wkradają się do mojej głowy! Z każdą chwilą zaczynam coraz bardziej żałować, że z wraz z Piórkiem, Luśką i Księżniczką namówiłyśmy ciocie Navię i wujka Evenda,  żeby puścili nas z Erianem do miasta. Tak bardzo chciałyśmy w końcu poznać ludzi! Co prawda Nora i Line już ich widziały, ale nie miały czasu się z nimi zapoznać, a wycieczka na Dębowe Wzgórze była idealną okazją! Na początku wszystko szło jak po maśle, ale co z tego, skoro teraz siedzimy zamknięte w zamku, a Nicol nigdzie nie ma? Tak bardzo się o nią obawiam! A co jeśli wpadła w ręce tamtych rozbójników? Przecież oni ją zabiją... Luśka mówi mi, że muszę zachować spokój, żebym się nie martwiła, ale jak to zrobić? Przecież Piórko to moja siostra! Jak mogę przestać się o nią niepokoić?! 
Księżniczka stwierdziła, że Erian ją odnajdzie, ale ja nie jestem tego taka pewna. Jej brat musi teraz walczyć z tymi okropnymi bandytami, a Nicol ma talent do wpadania w kłopoty i... Muszę już kończyć! Ktoś do nas idzie! Może znaleźli w końcu Piórko?
Całuski, Twoja
Nessa 

 Uśmiechnął się smutno, wpatrując w trzymany pamiętnik. Pamiętał doskonale tamten dzień, to właśnie wtedy, po raz pierwszy, los postanowił skrzyżować drogi jego i dziewczyn. I pomyśleć, że, gdyby wtedy posłuchał się rodziców, mógłby nigdy nie spotkać Psotki, Piórka, Luśki i Księżniczki. Pokręcił głową. O ile o tej drugiej miał ochotę zapomnieć, to przyjaźń, którą darzył pozostałą trójkę nigdy nie wygasła, nawet jeśli jej początki były niezbyt udane.

21 grudnia 1980r.
Pamiętniczku!
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale nie miałam do tego ani głowy, ani czasu. Teraz też przysiadłam tylko na chwilę, bo chcę Ci koniecznie opowiedzieć o tym co się przed chwilą stało! To wprost oburzające, że ten bezczelny typek śmie się tak zachowywać! On jest naprawdę irytujący! Wyobraź sobie, że przed chwilą został oblana lodowatą wodą i to dlaczego? Bo zasnęłam przy kominku! To koszmarne! A on jeszcze się z tego śmiał, palant jeden! Doprawdy, zastanawiam się, co ten chłopak sobie myśli? Jest ode mnie, Księżniczki i Luśki starszy tylko o trzy, a od Piórka o dwa, lata! Och! Przepraszam. Zapomniałam, że nie wiesz o kim piszę. Przecież ostatni raz zapisałam tu coś trzy dni temu. Może zacznę od początku?
Walka została wygrana, chociaż zginęło bardzo dużo ludzi. Na szczęście wielu osobom udało się w porę uciec do jaskiń! Teraz trawa odbudowa. Wujek i ciocia przysłali po naszą czwórkę eskortę, która miała nas odwieźć z powrotem do Deren, ale namówiłyśmy ich byśmy mogły pomagać! Ale wracając do tego dupka, który oblał mnie wodą, to Thorn Hostes. Chłopak uciekł z domu i przez przypadek znalazł się w złym miejscu o złym czasie. O ile dla dziewczyn jest miły i czarujący, to w stosunku do mnie zachowuje się złośliwie! Nie może mu przecież chodzić o moje włosy, bo Nicol jakoś nie dokucza, a ona też jest ruda. Ech, to koszmarne trwać w niewiedzy. Muszę się tego do wiedzieć, bo...
No nie! To znowu on. Muszę kończyć, bo widocznie czegoś chce, a jeśli zobaczy, że piszę w pamiętniku będę miała przypał. Księżniczka napomniała o tym wczoraj, a on wybuchnął śmiechem i stwierdził, że tylko małe dziewczynki w nich piszą! Mówiłam przecież, że on jest okropny!
Pa, Twoja
Psotka

Pokręcił z rozbawieniem głową. Nigdy wcześniej, ani później, nie spotkał równie wyjątkowej osoby. Nessa była mądra, utalentowana, zabawna, ambitna, a zarazem niezwykle lojalna. Co prawda miała też napady humorków i wtedy stawała się naprawdę nieznośna. Zaśmiał się chicho, przypominając sobie moment, w którym zaczęła rzucać w Lisa wszystkim, co miała pod ręką, a to tylko dlatego, że ten zażartował sobie z jej włosów. Westchnął ciężko, przypominając sobie wszystkie spędzone wspólnie chwile. Ukrył twarz w dłoniach, wciągając ciężko powietrze. Już po chwili wstał, po czym skierował się w stronę drzwi.
— Nie ma co rozdrapywać starych ran — mruknął smętnym głosem.

Wyczuwałam go. Nie miałam żadnych wątpliwości co do tożsamości obserwującej mnie osoby. To znowu on. Wilk, któremu obiecałam swą pomoc. Tylko czemu nie mogłam zobaczyć, gdzie jest? Coś ciągnęło mnie w jego kierunku, a teraz? Nie wiedziałam, gdzie się znajduje, chociaż czułam, że śledzi mnie wzrokiem. 
— Skąd się tutaj wzięłaś? — odezwał się cichy głos tuż przy moim uchu.
Podskoczyłam przestraszona. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam go. Ponownie przybrał swą ludzką postać i wpatrywał się we mnie swoimi niezwykłymi oczami, w których płonął ogień. Widząc to, me serce przyśpieszyło. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, o co zapytał. W sumie, to nawet niezłe pytanie. Skąd się tutaj wzięłam? Od jakiegoś czasu przestało mnie to interesować. Po pierwszym szoku, który pojawił się, w momencie, w którym znalazłam się tutaj, pogodziłam się z tym, że nie mam o sobie zielonego pojęcia. Zupełnie, jakby ktoś starannie usunął wszystkie moje wspomnienia. Czasami zdarzały mi się przebłyski tego, co mogło wiązać się z moją przeszłością, ale uznałam, że to złudzenia. Przecież, gdybym miała rodzinę, szukaliby mnie, prawda?
— No więc? — zapytał, przyglądając mi się uważnie.
— Nie zaczyna się zdania od „no więc” — powiedziałam, zanim zdałam sobie sprawę z tego, co robię.
Przygryzłam wargę, spuszczając wzrok. Świetnie! Teraz tylko brakuje tego, by uznał mnie za przemądrzałą dziewczynę, która każdego musi poprawiać. Naprawdę, ja to mam tupet.
— Przepraszam, nie powinnam była tak mówić — westchnęłam, nie patrząc na niego. Czułam się co najmniej dziwnie. — Co do twojego pytania — wzruszyłam ramionami — nie wiem. Któregoś dnia, tak po prostu, się tutaj obudziłam i jakoś tak wyszło, że zostałam.
Zerknęłam na jego twarz. Oczekiwałam ironii, gniewu czy czegoś w tym stylu, a w zamian znalazłam współczucie i coś w rodzaju troski mieszanej ze zrozumieniem. Nie, to musiało mi się przewidzieć. Przecież on mnie nawet nie zna! Dlaczego miałby się o mnie troszczyć? Może z tego samego powodu, z którego poprosił cię o pomoc? — odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Nie, to głupie. Zdawało mi się i tyle. To jest jedyne logiczne rozwiązanie.
— Rozumiem — odezwał się czarnowłosy, przerywając moje rozmyślania.
Spojrzałam na niego, oczekując, że doda do tego coś, co pomogłoby mi zrozumieć sens słów, które wypowiedział. Poruszył się, jednak zrobił to tylko po to, by spojrzeć w niebo. Milczał, a cisza, która zapanowała, powoli zaczynała mi przeszkadzać. Byłam świadoma tego, że powinnam zaczekać aż sam zechce mówić, ale nie mogłam. 
— Co takiego rozumiesz? — spytałam.
Rzucił mi krótkie spojrzenie, a potem znowu skupił się na obserwacji nieboskłonu. Czyżby nie zamierzał mi odpowiadać? A może sama miałam to zrozumieć? Tyko jak, skoro powiedział jedynie jedno słowo, które mogło dotyczyć wszystkiego. Otwierałam już usta, by zadać kolejne pytanie, gdy przemówił:
— Rozumiem co czujesz — rzekł krótko.
Chciałam mu odpowiedzieć, ale szybko zmienił temat, zupełnie jakby wyczuł, że chcę dalej drążyć tą kwestię.
— Jak się nazywasz? — zapytał.
Kolejne pytanie na które nie znałam odpowiedzi. Tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, więc zaskoczył mnie fakt, że nie znam własnego imienia. Czemu tak się stało? Przecież jeszcze niedawno musiałam je pamiętać! Pokręciłam głową, starając się, z całej siły, nie wpaść w panikę. Nagle, tknięta impulsem, odpowiedziałam:
— Lasaira. — Nie wiem skąd przyszło mi to do głowy, ale wiedziałam, że to prawda. — Moje imię brzmi Lasaira, a twoje? 
 Uśmiechnął się do mnie i odrzekł:
— Bevan.

TRZASK! Sitle uniosła głowę, strzygąc uszami. Rozejrzała się dookoła, szukając źródła, z którego pochodził ten dźwięk. Potrząsnęła głową, stwierdzając, że to musiało być jedno ze zwierząt, które zamieszkiwały ten teren. Już zamierzała powrócić do skubania trawy, gdy niespodziewanie usłyszała dźwięk kroków. Na pamięć znała zasady, których ją niegdyś uczono i tak też zareagowała. Wszystkie wpajane jej umiejętność teraz znalazły swoje zastosowanie. Co prawda wątpiła by tak blisko Deren coś jej groziło, ale sam fakt, że osoba, która się do niej zbliżała nie była Norą, mocno ją niepokoił. Ustawiła się tak, by kątem oka widzieć zbliżającą się postać. Musiała dowiedzieć się kim ona, bo z pewnością była to kobieta, jest. A co jeśli to jedna z tych Ofne? - przeszło jej przez myśl. Może powinnam połączyć się z moją Jeźdźczynią? Nie. Nie ma po co niepotrzebnie jej denerwować. Zresztą, nawet jeśli tamta należy do nich, dam sobie radę! - stwierdziła stanowczo. 
Tupot stup nasilał się coraz bardziej, a ją zaczynał ogarniać strach. Zarżała cicho, próbując dodać sobie odwagi. Niestety w momencie, w którym zobaczyła zbliżającą się do niej nieznajomą jej silna wola zniknęła. Ona ma kitere*!  - wykrzyknęła. Nie mogła dużej się powstrzymywać. Parsknęła, po czym sięgnęła w stronę umysłu swej towarzyszki. Z zaskoczenie przyjęła, że panowała tam istna burza. Czuła silne zbulwersowanie, którego nie potrafiło zrozumieć. Co rozzłościło elfkę do tego stopnie, że przestała kontrolować swe emocje? Potrząsnęła grzywą. Musiała z nią porozmawiać.
Nora! — zawołała telepatycznie. 
Ku jej zdziwieniu Solis nie odpowiedziała od razu. Zdawało się, że w ogóle jej nie usłyszała. Już miała odezwać ponownie, gdy usłyszała wyraźne: 
 Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzisz! Doskonale zdawałaś sobie sprawę z tego, że... Sitle? To ty? Co robisz w mojej głowie? — zapytała elfka.
Ulżyło jej. Wiedziała, że teraz spokojnie będzie mogła wyjaśnić swej pani, co się dzieje, a ona ją wysłucha. W końcu są jednością i będą, dopóty śmierć ich nie rozdzieli, razem. Znały swoje myśli i pragnienia, lęki i słabości. We dwie stawały się silne, oddzielnie czuły się słabo. I przecież tak właśnie powinno być. Wierzchowiec i Jeździec od momentu pierwszego spotkania wiążą się ze sobą więzią, której nie da się zniszczyć. 
Klacz odpowiedziała niemal natychmiast:
— Nora, jakaś kobieta się do mnie zbliża! Ona trzyma w ręku kitere! Co mam zrobić? — parsknęła przestraszona.
Ku swojemu zdziwieniu usłyszała cichy chichot, jakby jej przyjaciółka była czymś wyraźnie rozbawiona, a ona nie wiedział czym. Co więcej siwka nie znosiła nie mieć zielonego pojęcia o tym, co się dzieje. To ją strasznie denerwowało. A kiedy stawała się nerwowa trzeba było zachowywać odpowiednią odległość, by uniknąć kopniaka czy ugryzienia. W takich momentach jej temperament dawał o sobie znać.
Zaintrygowana zadała pierwsze pytanie, na jakie wpadła:
— Z czego się śmiejesz? To wcale nie jest zabawne! — dodała oburzona.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast:
— Przepraszam, wiem, że to nie jest śmieszne. A co do tej nieznajomej, to jest Ariata, moja dawna przyjaciółka, przyszła żeby zabrać cię do stajni. Nastąpiły małe zmiany i moja tożsamość się wydała, stwierdziłam więc, że nie ma powodu żebyś została poza murami, dlatego ją po ciebie posłałam. Jeszcze raz cię przeprosić,  po prostu z tego wszystkiego zapomniałam ci przekazać — ton elfki wskazywał na to, że ona naprawdę tego żałuje. 
Sitle zarżała pojednawczo, po czym, życząc jej powodzenia, wycofała się z powrotem do swego umysłu. Nieznajoma, którą przysłała jej Jeźdźczyni, znajdowała się niecałe dwadzieścia metrów od niej. Po krótkiej chwili uniosła głowę i ruszyła nieśpiesznym stępem w stronę kobiety, która się zatrzymała. 
— Spokojnie, nie masz się czego bać. Nie zrobię ci krzywdy, Sitle — przemówiła łagodnie, a ona spojrzała na nią jakby chciała się zapytać „Kpisz sobie ze mnie? Czy ja wyglądam ci na przestraszoną?”.
Ariata rzuciła jej wesołe spojrzenie i odparła:
— Przepraszam jeśli cię uraziłam, moja droga.
Klacz potrząsnęła gniewnie grzywą, mówiąc tym samym „Tylko nie moja droga!”.  Nie no! Ta znajoma Nory pozwala za dużo sobie pozwala! – prychnęła klacz. Co ona sobie wyobraża? Że jestem jakimś pierwszym lepszym koniem, który pozwoli sobie na takie traktowanie? Jeśli tak zdecydowanie się myli! – stwierdziła zirytowana, tupiąc przy tym kopytem o ziemię.
— Już dobrze, już dobrze. Przepraszam, że cię rozgniewałam — rzekła elfka, wyciągając przed siebie ręce.
Siwka zarżała na znak, że wybacza. „Następnym razem bardziej się pilnuj” mówiło jej spojrzenie. Złotowłosa roześmiała się, uśmiechając się pojednawczo.
— Wątpię, że dasz się uwiązać? — spytała, a Sitle, gdyby mogła z pewnością przewróciłaby oczami. Tylko Nora miała taki przywilej! — Wybacz, musiałam spytać. Zapewne ucieszy cię wiadomość, że wkrótce zobaczysz się z Norą — kobieta posłała jej kolejny uśmiech i zapytała: — Gotowa?  W takim razie chodźmy — rzekła, odwracając się i ruszając w stronę miasta.
Czarnooka podążyła za nią, nie mogąc się doczekać spotkania z przyjaciółką.

Ciche pukanie do drzwi obudziło, drzemiącą dziewczynkę. Kruk spojrzała w tamtą stronę, zastanawiając się kto może coś od niej chcieć. Miała już zamiar się odezwać, gdy usłyszała znajomy głos:
— Anita, mogę wejść? — spytała Nora.
Rudowłosa uśmiechnęła się, przecierając oczy i odpowiadając:
— Jasne, chodź.
Drewniane wrota otworzyły się, ukazując stojącą za nimi białowłosą elfkę. Odkąd wyszło na jaw kim tak naprawdę jest jej opiekunka, luxlupuska, nie miała żadnej okazji by się z nią zobaczyć. Solis zażądała spotkania z matką, a ją odprowadzono do komnaty, w której znajdowała się obecnie. Co jakiś czas ktoś do niej zaglądał, pytając się czy niczego jej nie potrzeba, ale wszelkie pytania o jej towarzyszkę były zbywane. W końcu, znudzona czekaniem, usnęła.
 Mała przyjrzała się uważnie Norze.  W pierwszej chwili musiała przyznać, że bez typowo myśliwskiego stroju i związanych w kitkę włosów z trudem ją rozpoznała. Nigdy wcześniej nie widziała, by nosiła spódnicę, a co dopiero sukienki! Teraz jednak, bursztynooka, ubrana była w długą błękitną suknię, którą w pasie ozdobiono perłami i szmaragdami. Na prawej dłoni znajdowała się bursztynowa bransoletka. Długie, wyszyte złotą nicią, rękawy miały rozcięcia sięgające do łokcia. Zwyczajne skórzane buty zostały zastąpione niebieskimi pantoflami. Mimo zmian w ubiorze, to jednak fryzura robiła największe wrażenie. Na głowie miała wianek z różnobarwnych morskich kwiatów najróżniejszych kolorów i rozmiarów. W falowane włosy powplatano rubiny, ametysty, szafiry, bursztyny i topazy.
— Tak, wiem, wyglądam dziwnie, ale to nie moja wina, że Siofra złapała mnie w swoje sidła — odezwała się z rozbawieniem kobieta, widząc jak Red lustruje ją wzrokiem.
Dziewczynką spojrzała na nią pytającym wzrokiem, a Solis odpowiedziała na niezadane pytanie:
— Jestem winna ci wyjaśnienia, mogę usiąść? — spytała, a gdy Anita przytaknęła, zamknęła drzwi i podeszła siadając na łóżku. Milczała przez chwilę, aż w końcu znowu się odezwała: — Chyba powinnam zacząć od początku… Wszystko zaczęło się dwadzieścia lat temu, gdy…
__________________
*Kitere – przyrząd służący kłusownikom do łapania dzikich koni. Jeśli wierzchowce próbują uciec, sprawia im wielki ból.

Nie zabijać! W końcu udało mi się skończyć ten rozdział xD. Przez brak internetu nie mogłam tego zrobić wcześniej. Poza tym, dopiero dzisiaj złapała mnie wena. I jak? Podoba Wam się? Muszę podziękować za wszystkie Wasze komentarze, bo to one karmią mą wenę i sprawiają, że wiem, iż mam dla kogo pisać. Dziękuję!
 A teraz mały szantażyk. Napiszę połowę rozdziału, a drugą dopiszę dopiero jak zobaczę pod tym rozdziałem osiem komentarzy. Tak, wiem, wredna jestem, ale cóż...
Buźki!
Idril